Po pięćdziesiątce w jej życiu nastąpiła wielka zmiana. Straciła pracę i musiała zdecydować, co dalej. Ingrid Kuželová (52) podniosła rękawicę, walczyła, nauczyła się języka, nie bała się obcych krajów i dziś jest opiekunką do dzieci w Niemczech. To, czego doświadcza w swojej pracy, ujawniła w naszym wywiadzie.

Ingrid niańczy swojego starszego męża, z którym zdążyli się już oswoić. Ale na początku były śmieszne i żenujące sytuacje, łzy i kryzysy. „Dziś kredytuję wszystko, o co walczyłam” – mówi mieszkanka Bańskiej Bystrzycy.

Miałaś pięćdziesiąt lat, gdy zdecydowałaś się na pielęgniarstwo. Co się wtedy działo w twoim życiu?

Przez długi czas moim chlebem powszednim było ogrodnictwo, ukończyłam liceum ogrodnicze w Nitrze i pracowałam w kwiaciarni w Bańskiej Bystrzycy. Ale potem zmniejszyli zatrudnienie i straciłem pracę. Przez pół roku zastanawiałem się jak postąpić, aż w końcu zdecydowałem. Zrobiłam kurs pielęgniarski.

Dlaczego pielęgniarstwo?

Bo zawsze miałem pozytywny stosunek do ludzi i to się potwierdziło w tej pracy. W nim wyraźnie jest wymaganie, aby lubić ludzi i dobrze się z nimi dogadywać. Zaczęłam więc pracę w słowackiej agencji prywatnej poszukującej opiekunów dla seniorów na kilka godzin w ciągu dnia. Lubiłam tę pracę, ale była słabo płatna, więc postanowiłam wyjechać za granicę przez agencję pracy Atena.

Jak poradziłeś sobie z językiem obcym?

Bardzo źle. Nigdy nie miałam niemieckiego w szkole, więc musiałam się go nauczyć od podstaw. Kupiłam DVD, książkę i zapisałam się na zajęcia językowe. Egzaminy, to była tortura. Zrobiłam je po raz trzeci. Kiedy trzymałam w rękach certyfikat, byłam z siebie dumna, ale potem trafiłam do niemieckiego domu i okazało się, że wszystko jest inaczej.

Co się stało?

Agencja znalazła mi niemieckich małżonków, oboje mobilni, bez większych problemów zdrowotnych. Podszedłem do ich domu, przywitałem się i przedstawiłem. Pan był bardzo miły od pierwszej chwili, powiedział mi, będziemy rozmawiać i możesz do nas mówić dziadek i babcia. Usiedliśmy i zaczął mnie wypytywać o moją rodzinę i pracę.

Potem zapytał mnie o coś, czego w ogóle nie rozumiałam, więc tylko kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. Staruszek spojrzał na mnie i powiedział: nie rozumiesz, prawda? Zaczerwieniłam się. Pomyślałem, że teraz odeśle mnie do domu. Ale zaskoczył mnie czymś jeszcze.

Codziennie pisał ze mną dyktanda, bo chciał mnie nauczyć niemieckiego. Mam w domu gruby zeszyt, w którym zapisane są nasze codzienne ćwiczenia. Na początku było to dosłownie morze czerwieni, ale im więcej pisaliśmy, tym lepiej radziłem sobie z niemieckim.

W jakim wieku są małżonkowie, którymi się opiekujesz?

Stary mężczyzna 82 i stara kobieta 85. Dużo się śmialiśmy podczas nauki, ale mogę powiedzieć, że dziś dużo lepiej mówię po niemiecku. Dużo rozmawiamy, bo oboje są komunikatywni. To również bardzo mi pomaga.

Jaki jest wasz związek?

Doskonale. Mówią mi, że jestem jak ich córka. Przyzwyczaili się do mnie i za każdym razem, gdy wychodzę, bardzo się denerwują. Znaleźliśmy drogę do siebie, bo byli cierpliwi wobec mnie. Ja też mam do nich cierpliwość, bez tego by się nie udało. W tej pracy to chyba najważniejsza rzecz i nie tylko – mieć perspektywę.

Jak wygląda twój dzień? Jakie są twoje obowiązki?

Mamy umowę, że dziadek przygotowuje śniadanie, ja schodzę na dół o wpół do siódmej, idziemy z babcią do łazienki, ja biorę prysznic i pomagam jej się ubrać. Potem czytają prasę codzienną, a ja zawsze o dziewiątej idę kupić nową gazetę. Robię budyń i zaczynam gotować obiad.

Najśmieszniejsze było to, że mój dziadek wcześniej nie jadł zup, ale ja byłam do nich przyzwyczajona, gotowałam je i on też nauczył się je jeść. Po południu siedzimy przy kawie i ciastku, potem idę na spacer. Wracam przed szóstą, robię obiad, a po obiedzie idę do pokoju i mam trochę czasu dla siebie. Wstrzykuję dziadkowi insulinę pięć razy dziennie, to cała moja praca.

Niemieckie małżeństwo, którym opiekuje się Ingrid. Polubili Słowiankę, dziś nie nazywa ich inaczej niż babcia i dziadek.
Niemieckie małżeństwo, którym opiekuje się Ingrid. Polubili Słowiankę, dziś nie nazywa ich inaczej niż babcia i dziadek.

Więc gotujesz obiady, czy zdałeś jako kucharz?

Babcia od samego początku mówiła mi, że nie będziemy eksperymentować i będziemy gotować niemieckie potrawy. Pokazała mi jak je przygotować, bo oni też inaczej gotują gulasz niż my na Słowacji. Więc każdy posiłek najpierw gotowaliśmy razem. Musiałam przyzwyczaić się do tego, że lubią swoje jedzenie podawane dosłownie na gorąco. Kiedyś dostałem skargę, że jest zimno. Tam talerz musi dosłownie parować.

Kiedy przyszedł twój pierwszy kryzys?

Po pierwszym tygodniu. Bałam się zejść na dół, wmawiając sobie, że nie będę mogła już mówić. Ja też płakałam, ale potem powiedziałam sobie: spokojnie, masz dobrą rodzinę, starają się nauczyć cię niemieckiego, uczysz się języka za darmo i masz pełną swobodę.

Trzeba się chwilę przyzwyczaić. Tak naprawdę przyszłam do tej rodziny na zastępstwo, ponieważ poprzednia niania musiała odejść. Staruszek zakochał się w niej, a staruszka od tego czasu była bardzo zazdrosna. Możesz więc sobie wyobrazić, jak wyglądał nasz pierwszy kontakt, przyglądała mi się, nie uśmiechając się.

Wiadomo, nie lubiła zbytnio poprzednich opiekunek, ale ja mam cierpliwość do ludzi. Ważne, żeby nie prowokować i zrozumieć daną osobę. Chciałem uniknąć wszelkich oznak kłopotów, nigdy nie prowokowałem, zawsze noszę luźne koszule. Babcia tak mnie polubiła, że kiedy wyszłam po raz pierwszy, wzięła mnie za rękę i powiedziała: Ale wrócisz, prawda? Chyba nas nie okłamujesz, prawda? Teraz, gdy mam przyjść, nawet nie kładzie się spać, czekając na powitanie.

Czy były sytuacje, które nauczyły Cię czegoś nowego?

Gdy dziadek z babcią się pokłócili, wziąłem to na siebie. Od tego czasu, gdy tylko mają wymianę, podnoszę się i wchodzę do pokoju. Powiem staremu, kiedy skończysz, zadzwoń do mnie, a zejdę. W ten sposób unikam konfliktów, nie jestem po jednej lub drugiej stronie. I to jest bardzo ważne.

Czy ustaliliście jakieś zasady?

Za każdym razem, gdy wyjeżdżam, pokazuję im rzeczy, które zabieram do domu. Ten pomysł nie jest z ich głowy, nie chcą, żebym go realizował, ale ja przy nim stoję. Miałam złe doświadczenia, bo opiekunka, z którą chodziłam na zmianę w poprzedniej rodzinie, ukradła panu złoty pierścionek. Nikt mnie nie oskarżał, ale nie chcę, żeby to się kiedykolwiek stało. Dzięki tej mojej zasadzie mam spokój psychiczny, mamy jasność w tej sprawie, a to jest dla mnie bardzo ważne.

Na jak długo wyjeżdżasz do Niemiec?

Przez trzy miesiące. Minęło sporo czasu, ale radzę sobie, bo naprawdę czuję, że to moi dziadkowie. Nic mi nie zabraniają, nie dyscyplinują, po prostu zawsze mam przy sobie komórkę, gdy wychodzę z domu. Zdarzyło mi się kiedyś, że się zgubiłem. Szedłem sobie nawami obok kościoła i nagle nie wiedziałem gdzie jestem. Podekscytowany zadzwoniłem do dziadka, a on mówi uspokój się i przeczytaj nazwę ulicy na moim domu. W ciągu pięciu minut był u mojego boku.

Do jakiego wieku można wykonywać tę pracę?

O ile masz wystarczająco dużo siły. Emerytki jeżdżą też ze mną za granicę. Jeśli są żywotne, to poradzą sobie z pielęgnacją.

Czy jesteś przygotowany na możliwość pogorszenia się stanu zdrowia pary?

Tak, jestem. Na Słowacji pracowałam w ośrodku pomocy społecznej, gdzie warunki były naprawdę trudne. Opiekowałam się tymi seniorami i widziałam ich śmierć. Ale na tym też polega ta praca, trzeba się z tym liczyć. Dobre relacje są bardzo ważne, ale tak samo ważne jest bycie profesjonalistą. Wykonuj pracę z miłością, ale zachowaj niezbędny dystans.

Jaka osoba jest dobrym opiekunem?

Zdecydowanie tolerancyjny i cierpliwy. Musi liczyć się z opieką nad osobami z demencją, które mają różne schorzenia i nie mają na myśli wszystkiego, co mówią. Dobry opiekun musi autentycznie lubić ludzi, jeśli tak nie jest, to praca będzie dla niego nieszczęściem.

Mam dar przekonywania ludzi do siebie. Nawet ci, którzy na początku są powściągliwi, po chwili zaczynają się uśmiechać. Kiedy tak się dzieje, to właśnie wtedy pękają lody.